Przepowiednie o końcu świata są stare jak świat. Mówi o nim prawie każda religia. Wieszczyli go Egipcjanie i Grecy, a obecnie niektórzy klimatolodzy. Wielką popularnością cieszą się przepowiednie francuskiego lekarza, astrologa i matematyka Nostradamusa, a my wszyscy po trochu boimy się wojny nuklearnej, która może zniszczyć naszą cywilizację.
Isaac Newton zapowiadał koniec świata na 2060 rok. Jednak rok 2012 należy tylko i wyłącznie do Majów. Ich przepowiednia zawitała pod strzechy w całej Polsce. Zresztą w innych krajach nie jest inaczej. Czy kupować więc kalendarz na 2013 rok czy raczej przeczytać jakąś książkę o końcu świata? A może zrobić duże zapasy jedzenia? No właśnie… Musimy podjąć decyzję co kupić.
Nawiązania do przepowiedni Majów atakują nas nawet z najmniej oczekiwanej strony. O ile wysyp książek czy publikacji na ten temat łatwo zrozumieć, o tyle wytłumaczenie związku między nową lodówką a kalendarzem Majów może już być nieco… naciągane. Podobnie jak lista przebojów na koniec świata promowana przez znaną stację radiową. Ale koniec świata nie zdarza się codziennie więc okazja szybko się nie powtórzy. A przecież przed nami także Boże Narodzenie. Jeśli pomyślimy o zakupowych obawach Polaków związanych z nadciągającym kryzysem gospodarczym, to może się okazać, że sam św. Mikołaj nie wystarczy by namówić rodaków do szerszego otwierania portfeli. Jednak Majowie wespół z ulubionym świętym, to znacznie silniejsza broń i dwa argumenty: koniec świata i / lub gwiazdkowe prezenty. Dopasowane do każdej grupy docelowej: fatalistów i tradycjonalistów. Wówczas szansa na wzrosty sprzedaży gwarantowana!
Wszystkie historie i histerie związane z wykorzystaniem daty 21 grudnia 2012 w pełni potwierdzają czwarte z dwudziestu dwóch niezmiennych praw marketingu – prawo percepcji. Brzmi ono: „Marketing nie jest walką na wybory. Jest walką na percepcje”. Innymi słowy: o wiele ważniejsze jest to, co klienci sądzą na temat naszych produktów czy usług, niż to, co my sami na ten temat sądzimy. Weźmy dla przykładu Hondę, która ma ogromne kłopoty z przebiciem się na rynku samochodowym (szczególnie na rynku japońskim), bo jest tam kojarzona z dobrymi motorami, a nie samochodami. Fiat od lat z trudem próbuje poprawić postrzeganie jakości swoich samochodów, ale percepcja klientów zmienia się niewiele. Choć Volvo od lat przegrywa w technicznych rankingach bezpieczeństwa, to niezmiennie jest przez klientów oceniane jako auto najbezpieczniejsze. Stąd też o wiele ważniejsze jest to co ludzkość sądzi o 21 grudnia, niż to co naprawdę twierdzili na ten temat Majowie. A że przy okazji wiele tysięcy ludzi skierowało i skieruje w tym roku swoje stopy – a przy okazji i portfele – w stronę Majów i Meksyku, może ich tylko cieszyć. Oby w pełni potrafili wykorzystać ten fenomen. Lepszy PR nigdy im się nie zdarzy! To znaczy, przepraszam, zdarzy się, ale dopiero w roku 7138…
Od tysięcy lat ludzkość fascynuje się katastrofami i apokaliptycznymi wizjami, więc także teraz wiele osób wykorzystuje tę fascynację do własnych interesów. Biznes żeruje na wzbudzonych emocjach oferując książki, filmy, artykuły, wystawy, reklamy, a nawet cały ruch pod nazwą Fenomen 2012 itd. – wszystko z wykorzystaniem 21 grudnia 2012 roku. Magiczna data zapładnia umysły współczesnych wizjonerów, proroków, artystów i innych, którzy wietrzą okazję do zarobienia pieniędzy. Warto więc zastanowić się nad tym, dlaczego współcześni Majowie nie podchodzą do tej daty z taką trwogą i emocjami?
Majowie to tajemnicza, niezwykła i wysoce rozwinięta cywilizacja. Jak żadna inna w całej historii świata, w ciągu zaledwie 300 lat rozwinęła matematykę, fizykę, astronomię, a także praktyczne nauki, takie jak architektura, irygacja, kanalizacja miast, uprawa ziemi oraz kalendarz na poziomie znacznie przewyższającym inne cywilizacje ówczesnego świata. Ludzkość od dawna korzysta z przeróżnych wynalazków Majów. Gumowe piłki i podeszwy do sandałów, impregnowane płaszcze przeciwdeszczowe – wszystko to zawdzięczamy Majom. Jesteśmy im winni także podziękowanie za kakao.
Data 21 grudnia 2012 roku została wyznaczona według tzw. Długiej Rachuby. Polegała ona, podobnie jak w używanym przez nas kalendarzu gregoriańskim, na odmierzaniu czasu od daty początkowej. Konkretną datę stanowiła liczba dni, jakie upłynęły od daty zerowej, zapisanych w systemie dwudziesiątkowym. Jeden dzień w języku Majów to kin, 20 kin to uinal, 18 uinal to tun, 20 tun to katun, 20 katun to baktun. Zgodnie z Długą Rachubą, ostatnią datą w kalendarzu Majów jest 1 872 000 dzień od daty początkowej, czyli według kalendarza gregoriańskiego – 21 grudnia 2012 roku.
Dla Majów czas miał ogromne znaczenie. Potrafili z niesłychaną precyzją – niemal identyczną jak współczesne maszyny elektronowe – obliczyć czas, w jakim Ziemia okrąża Słońce, a nasz Księżyc Ziemię. Jednak Majowie patrzyli na czas zupełnie inaczej niż my. W naszej kulturze dzielimy czas na trzy kategorie: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Dla nich pojęcia przeszłość, teraźniejszość i przyszłość nie miały znaczenia, a czas charakteryzował się przede wszystkim cyklicznością. Obecny cykl to według Majów cykl czwarty. Wkrótce wejdziemy w cykl piąty i nie będzie w tym nic nadzwyczajnego. Tak jak nie było nic nadzwyczajnego w dacie 13 sierpnia 3114 przed Chrystusem, gdy świat przechodził z cyklu trzeciego w czwarty. No cóż… ale kto o tym myśli planując kolejne – choć według przepowiedni – ostatnie już zakupy?